O najmłodszej czytelniczce bloga

Oto najmłodsza czytelniczka bloga – Pola, dumająca nad jedną z moich ostatnich notek. O ile mi wiadomo, jeszcze nie komentuje, a bardzo szkoda, nie mogę się już

mogę się już doczekać kiedy zacznie i podzieli się z nami swoim świeżym spojrzeniem na przynajmniej niektóre z poruszanych na blogu kwestii.

 

Jak widać, tak jak jej ciocia, cierpi na chlorozę (choroba, która zazwyczaj dotyka liście -wskutek zaniku chlorofilu rozpadają się chloroplasty i liście tracą swój naturalny kolor – u kobiet chloroza objawia się charakterystyczną bladością i znacznie podwyższoną męczliwością, dlatego zalecane są długie okresy wypoczynku i praca nad oddechem w pozycji leżącej najlepiej na miękko wyściełanej otomanie).

 

Dwa miesiące temu Pola hucznie obchodziła swoje pierwsze urodziny:

 

W sumie tego wieczoru świeczka była zdmuchiwana 3 razy: najpierw przez Polę, potem przez jej dwuipółrocznego kuzyna, a potem przez ich 30-letnią ciocię, która bardzo chciała to zrobić w ramach regularnych ćwiczeń zabawiania swojego Wewnętrznego Dziecka.

 

W czasie przyjęcia serwowano dania gorące i „na zimno”.

 

Niemałe poruszenie nastąpiło w momencie, kiedy na stole pojawiła się kaszanka, zjedzenia której kategorycznie odmówiła 30-letnia ciocia, twierdząc, że nie wyobraża sobie, że mogłaby teraz zjeść kaszankę, a potem ćwiczyć osiąganie stanu Shikantaza (bycie pełną jaźnią) co miała zaplanowane na dalszą część wieczoru.

Drogiej Jubilatce w imieniu swoim, Kota i wszystkich czytelników życzę wszystkiego najlepszego.p.s. mój blog jest jeszcze całkowicie nieznany (35 fanów na facebook’u), więc jeśli jestem gdzieś zapraszana mam spore szanse siedzieć przy stole totalnie incognito, jednak w tym wypadku nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ciągle słyszę poszepty:

„to ta od tego drewnianego kota”, „drewnianego? myślałem, że on jest ze szmaty”, „ze szmaty ma tylko łeb…”

 

O tym, jak zajmowałam się siostrzeńcem

Jakieś pół roku temu moja siostra stręczycielka poprosiła mnie, abym pod jej nieobecność zaopiekowała się jej dzieckiem, dla którego jestem ciocią, a który dla mnie jest siostrzeńcem.

 

Bardzo mi zależało na tym, aby wypaść wzorowo w roli cioci i wykorzystując najlepsze cechy swojej neurotycznej osobowości zapewnić mu dobrą i serdeczną opiekę w nauce i zabawie.

 

Tak jak przypuszczaliśmy większość danego nam czasu po prostu przespał, co nie znaczy, że miałam wtedy czas dla siebie, ponieważ średnio co 3 minuty sprawdzałam czy wszystko jest w porządku i czy oddycha (możemy to sprawdzić przykładając do ust dziecka lusterko, kartkę papieru lub piórko).

 

Innym powodem do ciągłego niepokoju był fakt, że nigdy wcześniej nie zmieniałam pieluchy…

 

Zrobienie kupy to jak na razie jedyny obowiązek jaki widnieje w jego grafiku i jak pokazuje życie nawet z tym nie zawsze się wyrabia (poprzedniego dnia nie wyrobił się), tak więc realna groźba, że nastąpi to akurat tego dnia zatruwała mi chwile szczęścia wisząc nade mną niczym miecz Damoklesa.

 

Ażeby mnie przed tym uchronić, moja siostra z samego rana uraczyła bobasa gruszkami ze słoiczka, które miały zaingerować w naturalny porządek rzeczy i przyspieszyć bieg wydarzeń, jednak tak się nie stało, oczekiwana przesyłka miała więc być podwójna i płynna.

 

Kiedy się przebudził po popołudniowej drzemce, oglądaliśmy razem filmiki na you tube. 

 

Na chwilę obecną mój siostrzeniec jest jedynym mężczyzną w moim życiu, któremu pozwoliłam zagarnąć tak dużo z mojego pilnie strzeżonego „my space”.

Dlatego na mojej playliście na you tube widnieją takie pozycje jak:

 

– traktor przewożący kamień

– pożar lawety Piórków 12.12.12.

– Świnka Pepa

– Ciekawski George

– Pies Marta

 

Dodatkowo obejrzeliśmy już chyba wszystkie filmiki ze strażą pożarną, śmieciarką, betoniarką, walcem, koparką, kiprem, wywrotką i pługopiaskarką.

 

Poza tym, nigdy bym nie pomyślała, że token do banku doskonale sprawdzi się również jako gryzak…

Nie przeszkadza mi wcale, że wyjada moje jogurty, bo przecież dziecko ciągle rośnie i potrzebuje wapnia.Kiedyś kupiłam sobie piękne, laminowane karty z mądrymi sentencjami, żeby je sobie powtarzać w czasie medytacji, niedługo potem zauważam, że ktoś zatopił w nich swoje ząbki, a jeśli ząbki ma się cztery w rozstawie dwa na górze, dwa na dole, nietrudno wskazać sprawcę. W kącie pokoju znajduję stosik swoich ołówków…połamanych na pół…

Biorę swoje pędzle do makijażu i widzę, że są wyciapane jakimś granatowym cieniem z dodatkiem brokatu, zresztą za upaćkane pędzle mogę mieć pretensje tylko do siebie, bo sama mu je pokazałam, uczyłam go jak je odróżniać i którym się nakłada puder, a którym róż, a potem ćwiczyliśmy robienie makijażu na lalce Zuzi, co wcale nie było łatwe, bo Zuzia ma opadającą powiekę, a jak wiadomo umalowanie opadającej powieki wymaga szczególnych umiejętności.

 

Niestety przyłapał nas na tym jego tata i się wściekł, po czym w trybie natychmiastowym wprowadził embargo na:

– nauki makijażu

– przymierzanie moich pierścionków

– oglądanie bajek z Barbie i różowymi konikami pony

– pokazywanie mu mojego kota Dzidka do czasu kiedy będzie pełnoletni i będzie w stanie to zrozumieć albo przynajmniej postara się zrozumieć

– czytanie mu bajek z epoki wiktoriańskiej („Piotruś Rozczochraniec” Heinricha Hoffmanna)np. o Juleczku, któremu mama zabroniła ssać palec, a kiedy wyszła po ciasteczka, on wbrew zakazowi:”myk do buzi duży palec!

Wtem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera

Wpada krawiec jak pantera,

nożycami w lewo, w prawo

 

Uciął palec jeden, drugi,

 

Aż krew poszła we dwie strugi.”

 

albo o Michałku, który nie chciał jeść zupy:

 

„W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka,

 

W piątym coś w piersiach i gardle dusi,

 

Kto nie je zupy, ten umrzeć musi.

Tak też z Michasiem: był zdrów i tłusty,

Pięć dni grymasił, umarł na szósty.”

Tak więc tego dnia mieliśmy już troszkę okrojone opcje, ale i tak daliśmy sobie świetnie radę i bawiliśmy się wyśmienicie do momentu, w którym poczułam unoszący się w powietrzu specyficzny swąd. Słowo stało się ciałem.

 

Tak jak suseł wyczuwający zbliżające się niebezpieczeństwo zamarłam w pozycji wyprostowanej – stanęłam tzw. „słupkiem” i w momencie wiedziałam, że (tak jak z psami) przede wszystkim nie mogę okazywać strachu, dodatkowo uruchomił się we mnie jakiś inny behawior obronny, bo moje receptory przestały cokolwiek rejestrować, nic nie czułam, nic nie słyszałam, kontury rozmyły się, a ja powoli i automatycznie wykonywałam serię ruchów…

 

Tak jakby z oddali słyszałam tylko swój głos, który starał się zająć jego uwagę i komentował coś, co akurat leciało w telewizji, żeby nie wymachiwał w powietrzu rączkami i nie zbliżał ich do strefy Ground Zero.

 

253 nawilżone chusteczki później stwierdziłam, że nie ma szans, żebyśmy obeszli się bez szlauchu, dlatego zaniosłam go do wanny ciągle mu coś opowiadając i próbując go uspokoić, żeby tylko nie wpadł w panikę i nie zaczął płakać i wrzaskać, bo wtedy ja najprawdopodobniej zrobiłabym to samo.

 

Potem siostra pytała się: „jak było? Nic? Musiałaś przecież coś widzieć, czuć. Nie wymagam zbyt wiele: kolor i konsystencja, tylko to mnie interesuje. Nie mogłaś przecież nie zauważyć…Przypomnij sobie…”.

 

I wtedy jak przez mgłę zaczęły powracać do mnie te wszystkie obrazy i „owszem” – powiedziałam, „widziałam zieleń, widziałam brąz, widziałam nawet złoto”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Stręczycielka

W nawiązaniu do wczorajszego tekstu o zębach, chorobach ciała i zaręczynowym pierścionku dzisiaj napiszę parę słów o mojej siostrze, która jest już mężatką i ma już prawie 3letnie dziecko i to właśnie ona, najbardziej ze wszystkich nie pozwala mi zapomnieć, że jestem singielką, a przecież wcale nie musi tak być i dobrze by było gdyby jej dziecko miało się z kim bawić, a właśnie ja jestem następna w kolejności.

 

Dlatego też jeśli w jej życiu zawodowym czy prywatnym pojawi się jakiś miły i przystojny mężczyzna, który przypadkiem jest wolny i nieważne czy ten mężczyzna jest policjantem, ochroniarzem, nauczycielem informatyki czy po prostu spisuje stan jej wodomierzy, ona nigdy nie przepuści okazji, by skierować jego uwagę na moją skromną osobę, a jeśli tak się składa, że mężczyzna taki potrafi pisać i czytać, pokazuje mu również najlepsze fragmenty bloga.

 

Wyobraźmy więc sobie taką scenkę rodzajową, która zdarzyła się naprawdę w maju zeszłego roku.

Odczuwając silny ból kręgosłupa idę do lekarza, który zleca wykonanie Rentgena, a że zdjęcia nic nie pokazują każe mi zrobić badanie rezonansem magnetycznym.

 

Udaję się więc na badanie, leżę plackiem w samej bieliźnie, pan operator zakłada mi słuchawki na uszy, żeby zniwelować hałas, a mały, okrągły statek kosmiczny krąży nade mną przygotowując się do lądowania na moim brzuchu.

 

Potem ubieram się i z duszą na ramieniu czekam ok. 15 minut na opisanie badania.

 

4 pacierze później dostaję opis, płacę i z gracją opuszczam klinikę, po czym udaję się na winkiel, siadam na murku, gdzie nikt mnie nie widzi i mówię sobie, że cokolwiek jest tam napisane, wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży. Mam szczęście, że dożyłam swoich 29 lat, a jeszcze większe szczęście, że w ogóle przyszłam na świat… „Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają” itd.

Wreszcie zdobywam się na odwagę, wyjmuję opis badania z koperty i czytam:

 

Uwypuklina krążka międzykręgowego na poziomie L2/L3.

 

Uwypuklina krążka międzykręgowego na poziomie L3/L4.

 

Uwypuklina krążka międzykręgowego na poziomie L4/L5.

 

Uwypuklina krążka międzykręgowego na poziomie L5/S1.

 

Czy to możliwe, żeby w takim gabinecie i przy opisie takiego badania zacięła się im drukarka?

 

Czytam dalej, a potem widzę to:

 

Guzki Schmorla na poziomach L2/L3, L3/L4.

 

Jest to naukowa nazwa moich przepuklin, ale wtedy oczywiście jeszcze tego nie wiedziałam, więc w momencie uświadomiłam sobie, że umieram i rzeczywiście schodzę ze sceny, prawdę mówiąc podświadomie czułam to już od dawna, a teraz wreszcie mam to na piśmie. 

Guzki i 4 uwypukliny…zastanawiam się czy to nie cud, że ja w ogóle jeszcze chodzę? Może powinnam zawiadomić Watykan? I kim w ogóle był Schmorl? Czy to przypadkiem nie on wynalazł wózek inwalidzki?

 

Wyjmuję telefon i wpisuję w wyszukiwarkę „guzki Schmorla forum” czując, że za chwilę wybuchnę płaczem i będę tam siedzieć i beczeć jak koza…Wynik powoli ładuje się, ale nagle dzwoni do mnie moja siostra, a ja w momencie odczuwam ogromną ulgę, bo jej to wszystko opowiem, bo mi zaraz powie, że opisy zawsze wyglądają groźnie i trzeba poczekać co powie lekarz i żebym tylko nie wchodziła na żadne fora w internecie…

 

Odbieram więc i oto co słyszę:”słuchaj, jest tutaj taki facet i mówi, że nie ma z kim iść na wesele, mi się nie podoba, ale może być w twoim typie. poszłabyś?”

 

ostatnia randka, na którą poszłam z jej znajomym z pracy zakończyła się 3 spotkaniami, po czym on bez słowa wyjaśnienia przestał do mnie dzwonić i pisać smsy…Naprawdę nie wiedziałam w którym momencie popełniłam błąd. Dopiero miesiąc później dowiedziałam się (od mojej siostry), że on jednak szuka ŻONY…co moja siostra dodatkowo skwitowała:

 

„jeśli chcesz poznać normalnego i odpowiedzialnego mężczyznę i nie umrzeć starą panną, będziesz musiała nad sobą jednak jeszcze trochę popracować”.

 

 

 

O tym, co mój ząb chciał mi powiedzieć

Dzisiaj po południu zabolał mnie ząb, a ja wiedziałam od razu, że ten ząb chce mi coś powiedzieć .Zawsze kiedy zupełnie znienacka dopada mnie jakiś silny ból, wiem, że moje ciało pragnie mnie albo przed czymś przestrzec albo uświadomić mi coś, z czego nie do końca zdaję sobie jeszcze sprawę, bo moje ciało z reguły wie o pewnych rzeczach jakieś pół roku wcześniej niż mój świadomy umysł.  

Jak zawsze w sytuacjach kryzysowych od razu zadzwoniłam do swojej siostry i powiedziałam, że bardzo boli mnie ząb i muszę natychmiast porozmawiać z psychologiem, bo wszystkie zęby mam zdrowe, niedawno wyleczone. Powiedziała, że mimo wszystko nie zaszkodzi, jeśli zęba najpierw obejrzy dentystka, a dopiero potem psycholog i że zawsze mogę zadzwonić do telefonu zaufania. „Bo właśnie po to jest”.

Biorę więc proszki przeciwbólowe i zaczynam się zastanawiać  co takiego chce mi powiedzieć mój ząb, jednak proszki nie pomagają, a ból nie pozwala mi się skupić bo zagarnia następne zęby, więc kiedy w końcu docieram do dentystki, a ona pyta, który ząb mnie boli, odpowiadam zgodnie z prawdą, że boli mnie cała jama ustna w prawym górnym rogu.

 

 – Ale który ząb boli panią najbardziej? 

 

Możemy zacząć od 5-tki albo 6-tki- przyznaję niechętnie, bo wiem, że to i tak do niczego nie zaprowadzi.

 

Dziwne. Wyglądają na całkowicie zdrowe.

 

„Dla kogo dziwne to dziwne”  myślę z satysfakcją, bo wiem, że ona niczego tam nie znajdzie.

Wtedy pani wyjęła z szuflady jakieś metalowe szydełko i zaczęła nim ostukiwać 

z każdej strony 5-tkę i 6-tkę, co mnie bardzo bolało, a w co ona nie mogła uwierzyć bo „to są dwa całkowicie zdrowe zęby” i „niemożliwe, że dwa bolą tak samo jednocześnie” i „musimy wybrać  ten, który jednak boli bardziej”, a ponieważ szydełkiem nie udało się tego ustalić, przyłożyła mi do zębów jakiś wacik pachnący denaturatem albo naftą albo rozpuszczalnikiem i kazała mi powiedzieć.

 

„Ból” – powiedziałam, co było złą odpowiedzią, bo jakoby powinnam czuć „zimno”.

Potem wyjęła z szuflady jakiś szpikulec i bez znieczulenia zaczęła nim dźgać to w 5-tkę, to w 6-tkę, po czym stwierdziła z niedowierzaniem, że na coś się natknęła, że coś siedzi między moimi zębami i że trzeba to wyciągnąć, ale nitką się nie da, potrzebne jest coś o ostrym końcu, obie byłyśmy w szoku i bardzo podekscytowane i ciekawe co to może być, a ja chciałam zgadnąć co to jest zanim mi to pokaże, więc się jej zapytałam czy jest to coś żywego i czy się rusza..

 

Dentystka zaczęła szarpać, a ja czułam jak powoli coś wyciąga i że jest to ostre, więc od razu pomyślałam, że musi to być pierścionek zaręczynowy, który ktoś mi włożył w ciastko, a ja go zeżarłam i nawet tego nie zauważyłam.

 

A może to ciastko było przeznaczone dla kogoś innego?

 

Okazało się jednak, że to wcale nie pierścionek tylko kawałek plomby odłączył się od reszty, po czym w jakiś tajemniczy sposób dostał się między szczeliny i zadomowił się między 5-tką i 6-tką, a ja niczego nieświadoma nosiłam takiego pasażera nie wiadomo ile, dopóki nie doszło do zapalenia…

 

A dlaczego doszło do zapalenia akurat dziś, a nie np. za 2 tygodnie?

 

Bo mój ząb chce mi dzisiaj coś powiedzieć, więc z większą uważnością obserwuję to, co się wydarza i nie podejmuję żadnych pochopnych decyzji.