Dlaczego nie warto stroić się dla facetów oraz jak zupełnie niespodziewanie wyewoluował mój kotek

Chodzi po prostu o to, iż nie potrafię się dobrze ubrać. Nie jest to tylko moja własna opinia, słyszałam to już tak wiele razy, iż postanowiłam uznać tę jakże przykrą dla mnie tezę za bezdyskusyjny pewnik.

Mimo tej ułomności udaje mi się jednak jako tako przetrwać, głównie dzięki dobrym radom oraz cierpliwości, wyrozumiałości i delikatności moich najbliższych przyjaciół: „Nie pokażę się z tobą na mieście, jeśli natychmiast nie ściągniesz z siebie tej szmaty” oraz „Dobierasz kolory jakbyś dopiero co przeszła trepanację czaszki”.

 

Moja koleżanka, najwidoczniej zmęczona albo przestraszona moimi nietrafionymi zestawami kolorów, podesłała mi tę oto „ściągę”:

 

Miałam pozostawić to bez komentarza, jednak zaznaczę tylko, że odrobina nienawiści nawet w stosunku do przyjaciół jeszcze nikomu nie zaszkodziła…

Tymczasem spójrzmy wszyscy razem na ten oto sweter:

 

 

Wiem, że generalnie blondynkom jest dobrze w brązach. Dlatego też nie ryzykuję, nie eksperymentuję i kupiłam ten oto bezpieczny brązowy sweter. Przy kasie jednak usłyszałam jak ktoś wskazując na niego palcem nazwał go „karmelowym” (żeby się upewnić rzuciłam szybko okiem na ladę w poszukiwaniu snickersa albo czegoś w tym stylu, jednakże nic takiego tam nie leżało, zdecydowanie chodziło o MÓJ BRĄZOWY SWETER) moja koleżanka stwierdziła, że według niej jest to raczej „capuccino”, a kolega powiedział, że się w ogóle nie znamy na kolorach, gdyż albowiem jest to zdecydowanie „babie lato”.

Natomiast kiedy ostatnim razem poszłam sobie kupić rajtuzy, pani sprzedawczyni zaproponowała mi niebieski „melanż”. Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam….Po pierwsze był to akurat środek tygodnia, po drugie nigdy nie spodziewałabym się usłyszeć słowo „melanż”  w biały dzień w sklepie z rajtuzami:

 

 

Dlatego z góry wiedziałam, że będzie zabawnie, kiedy postanowiłam pomalować swój pokój…na kolor mojego bloga. Przezornie założyłam, iż pan w Praktikerze zapewne nigdy nie słyszał o „blogu dla kobiet na skraju”, wiedziałam więc, że jedyne co będę musiała zrobić to wybrać farbę z dostępnej tam palety…Dzięki Bogu wszystkie były podpisane i zamiast tłumaczyć o co mi chodzi mogłam po prostu wskazać palcem.

 

Ku mojemu zdziwieniu nie było tam jednak koloru „jasny fioletowy”, a jeśli było coś podobnego to nazywało się to „blada lawenda” i stało tuż obok „musu jagodowego” oraz „wrzosu w rozkwicie”.

Na ścianie „blada lawenda” prezentuje się mniej więcej tak:

 

Wracając do zakupów, nawet jeśli kolory są nietrafione, a ciuch wyraźnie „nie leży” można go odnieść z powrotem do sklepu i oddadzą kasę. Wiem, bo często tak robię i nawet się tego nie wstydzę. Dla wiecznie niezdecydowanych rekonwalescentów po „trepanacji czaszki” jest to wręcz zbawienne.

W okresie gorących wyprzedaży często posuwałam się nawet do tego, iż kupowałam ciuch i odnosiłam go z powrotem jeśli w międzyczasie został przeceniony…Miałam jednak na tyle szacunku do sprzedawców i samej siebie, iż nigdy nie robiłam tego tego samego dnia. Ponieważ teoretycznie można odnieść zakupiony towar i od razu zakupić ten sam po obniżonej cenie, zakładając oczywiście, że w czasie nabijania go na kasie uda nam się uniknąć kontaktu wzrokowego ze sprzedawcą.

 

Ostanio jeden z moich kolegów stwierdził, iż ubieram się za bardzo jak „guwernantka z międzywojnia”, a za mało frywolnie, za mało seksownie, moja „perspektywa powinna ulec poszerzeniu” oraz powinnam „spojrzeć na siebie samą w inny, zupełnie  nowy sposób”.

Wspaniałomyślnie zaproponował mi więc wspólne zakupy podczas których miał mi służył radą i pomocą…o ile tylko nie będę protestować i przymierzać wszystko to, co mi wynajdzie.

 

Tak też zrobiłam, nie protestowałam, potulnie przymierzałam wszystko co mi przyniósł niestety nijak nie mogłam oprzeć  się wrażeniu, że we wszystkich proponowanych przez niego ciuchach wyglądałam co najmniej jak dziwka.Także następnym razem „nie dziękuję, sorry, thanks” za takie porady…

 

Poza tym z mojej długoletniej obserwacji życia wynika, iż faceci bardzo rzadko skupiają się na tym w co właściwie dana kobieta jest ubrana oraz jak wszystkie jej kolory współgrają ze sobą, zdecydowanie częściej rozpatrują ciuchy w kategoriach „łatwo/trudno zdjąć”.

Tyle na temat ciuchów, a teraz kilka słów o moim kochanym kotku. Wyobraźcie sobie moje wzruszenie, kiedy ni stąd, ni zowąd:

 

Z niepokojem oczekiwałam dnia, kiedy okaże się, że prostota jego dotychczasowej egzystencji okaże się dla niego niewystarczająca…Nie spodziewałam się jednak, iż dzień w którym jego kocie jestestwo nabierze tak diametralnie odmiennego wymiaru nadejdzie tak szybko….Te kółeczka z pewnością zawiozą go ku nowemu, lepszemu życiu, w którym stanie się on panem swojego przeznaczenia.

 

 

 

 

 

Czy można kogoś kochać i jednocześnie go zdradzać oraz co łączy seksoholika i czarną krowę w kropki bordo?

Drogi psotny_wietrze,

otóż mój facet mnie zdradza. Tak między Bogiem a prawdą nie różni się on zbytnio od moich eksów (nie wiem jak ja to robię, ale ciągle trafiają mi się podobni) tym razem jednak czuję, że nastąpił pewnien postęp, ale po kolei…

Ilekroć wychodzimy na miasto ogląda się za innymi kobietami, a kiedy jest mi z tego powodu przykro stara się mi wytłumaczyć, iż ‚to nie od niego tak naprawdę zależy‚ i że na piękno zawsze reaguje odruchowo i doprawdy nie ma przecież w tym nic złego…

I choć jestem na niego z tego powodu trochę zła, muszę przyznać iż po pewnym czasie złość mi przechodzi, bo czyż ja sama nie oglądam się na ulicy, kiedy widzę jakąś piękną kobietę? Piękno jest konceptem uniwersalnym i od wieków pociągało i nęciło nas wszystkich bardziej niż brzydota..

Następnym niepokojącym sygnałem jest ogromna liczba jego koleżanek i przyjaciółek…Przysięgam Ci psotny wietrze, że czasami myślę, iż są to wartości wręcz niepoliczalne..ale czy powinno mnie to w ogóle dziwić skoro sama wiem najlepiej jak miłym i sympatycznym jest on mężczyzną, jak otwartym i przyjaznym i jak wiele ma do zaoferowania światu?

 

Tak więc, kiedy już przestałam się tym wszystkim martwić, a nawet po cichu żyć nadzieją, iż może wreszcie trafiłam na kogoś z kim połączy mnie uczucie na lata…właśnie wtedy zaczęłam podejrzewać, iż on mnie po prostu zdradza.

Zanim jednak zdołałam o tym pomyśleć 2 razy i cokolwiek w związku z tym przedsięwziąć sam mi wyznał, iż ‚owszem’zdradza mnie i sam zdecydował się mi o tym powiedzieć, gdyż brzydzi się kłamstwem oraz że ‚szczerość w związku to podstawa’.

Potem zapytał mnie, czy nie mogłabym zaakceptować faktu, iż związek z jedną kobietą (w tym wypadku mną) znaczenie ogranicza jego przestrzeń życiową i bardzo mu ‚podcina skrzydełka‚ i czy nie mogłabym po prostu pogodzić się z myślą, iż czasem zrobiłby to ‚z inną/innymi kobietami…niezbyt często…nie dajmy się zwariować..ot tak…od czasu do czasu…’

Zapewnił mnie po raz kolejny o swoim głębokim uczuciu do mojej osoby i tylko dlatego, iż jestem tak wspaniałą  i wyjątkową kobietą nie chciałby, żeby jakieś ‚nic nie znaczące romanse‚ zaprzepaściły to, co razem do tej pory zbudowaliśmy…

Kiedy powiedziałam mu, że NIE, NIE wyobrażam sobie takiej relacji nazwał mnie ,samolubną EGOISTKĄ, która nie chce się nim dzielić z innymi’ i nie mógł doprawdy zrozumieć ‚dlaczego zawsze muszę tak wszysko komplikować?!?’

 

Drogi psotny wietrze, czy można kogoś kochać i jednocześnie go zdradzać?

Renata z Poznania

 

 

Droga Renato,

przysięgam, iż już samo przeczytanie Twojego listu tak bardzo mnie zmęczyło, iż musiałam się chwilkę zdrzemnąć…

 

 

 

rys.1

 

 

rys.2

 

 

Powyższe ryciny przedstawiąją krowę czarną w kropki bordo oraz schody prowadzące do obory. Musisz wiedzieć, że krowa jest tak skonstruowana, iż potrafi jedynie wejść do góry, ale nigdy zejść.

 

Jeśli nie cenisz swojego czasu i nie masz nic innego do roboty, możesz próbować z nią dyskutować, możesz przedstawiać jej swój punkt widzenia na wielorakie sposoby, uciekać się do rozmaitych argumentów i próbować nakłonić ją do zmiany zajmowanego stanowiska (jeśli zawodzi dialog próbuj szantażem, przekupstwem i łzami) pamiętaj jednak, czym dyskusja z krową czarną w kropki bordo może się dla Ciebie skończyć:

 

 

 

ażeby uniknąć takich sytuacji zachęcam do regularnego wklejania zajączków:

(http://psotnywiatr.blox.pl/2011/01/Regulator-emocji-dla-kobiet-na-skraju-psotny.html ….)

 

 

 

 

 

Regulator emocji dla kobiet na skraju *

fantastka nie ponosi odpowiedzialności za skutki stosowania podawanych przez nią przepisów i porad. wykorzystanie poniższych informacji odbywa się na wyłączną odpowiedzialność stosującego

 

Do wykonania takiego urządzenia potrzebne nam będą:

papier kolorowy, kredki, klej, nożyczki, wata, różowy puszek przypominający futerko zajączka, blok milimetrowy (tylko taki umożliwia dokładny pomiar wszystkich zmiennych) oraz 2 wartowników zaopatrzonych w uzi (zadbają o to, żeby nikt nam nie przeszkadzał w akcie tworzenia):

 

 

Z dostępnych nam materiałów wycinamy zajączki:

 

 

 

 

Na planszy zaznaczamy oś rzędnych i oś odciętych oraz daty:

 

 

Codziennie przyklejamy na planszy jednego zajączka:

 

Powyższy regulator emocji umożliwia codzienną obserwację siebie, a tym samym regularne śledzenie postępów własnego obłędu.

 

Jak działa?

 

Już starożytni Majowie wierzyli, że samoobserwacja jest niezbędna do prawidłowego rozwoju duchowego.

Kobieta, która ma głęboki wgląd w siebie:

– potrafi wpływać na swoje odruchy emocjonalne (czuje i myśli jednocześnie)

– rozpoznaje swoje potrzeby i pragnienia

-wie jak zaadoptować się do różnych sytuacji bez INWAZJI na całym otoczeniu

 

Gra twarzą w przypadku zajączków praktycznie nie występuje…Jedynym elementem różnicującym są ich uszka:

 

Zajęcze uszka (dobre/złe samopoczucie) są doskonałym narzędziem do codziennej analizy prezentowanych przez ciebie postaw. Dzięki nim będziesz mogła na bieżąco sprawdzać czy sinusoida twojego rytmu pozostaje w normie.

 

 

 

Pamiętaj, że tylko TY ponosisz odpowiedzialność za kształt uszu swoich zajączków!

 

 

Studium osobowości analnej na przykładzie wiersza Juliana Tuwima pt. „Spóźniony słowik”

 

Mimo, iż głównym bohaterem powyższego utworu jak sama nazwa wskazuje jest ptactwo, jego uniwersalna symbolika i wymowa pozwala nam go odnieść do dowolnie wybranej przez nas płaszczyzny bytu.

Tematem wiersza jest zaburzona motoryka związku pani Słowikowej z tytułowym panem Słowikiem, a za główne przyczyny tego stanu rzeczy uznać należy:

a) paranoję pani Słowikowej

b) niewykształconą potrzebę autonomii/indywiduacji niezbędną do budowania i pogłębiania własnej tożsamości u pani Słowikowej

c) nierozważne zachowanie pana Słowika (patrz termin kliniczny: „mężczyzna nieodpowiedzialny” )

Choć bohaterka wiersza otwarcie przyznaje się do własnej zgryzoty, inne kobiety na jej miejscu nigdy by do tego nie dopuściły („Niech on sobie nie wyobraża, że się o niego martwię…Mam ważniejsze rzeczy na głowie…”).

 

Trudno też oprzeć się wrażeniu, iż owe wyczekiwanie sprawia pani Słowikowej przyjemność…Przyjemność, którą zwiększyć może tylko sam powrót pana Słowika…Dopiero wtedy poczuje się ona doceniona/wartościowa/kochana, dopiero wtedy poczuje, że naprawdę żyje.

 

Niekiedy jednak los płata figle i oczekiwana zwyżka nastroju nie następuje…

 

Jaki z tego morał?

Wspaniale jest cieszyć się uwagą pana Słowika, ale nie jest ona absolutnie niezbędna do szczęścia…

 

Praca domowa:

Odpowiedz na pytanie:

Gdzie tak naprawdę podziewał się pan Słowik?