Jutro z samego rana razem z Dzidosławem wyruszamy do Kamienia Śląskiego liczyć susły.

Jutro z samego rana razem z Dzidosławem wyruszamy do Kamienia Śląskiego liczyć susły.

 

Są gatunkiem zagrożonym, a naszym zadaniem będzie sprawdzenie czy próby ich reintrodukcji się powiodły.

 

Ten wyjazd będzie dla nas prawdziwą próbą charakteru, ja będę miała okazję popracować nad cnotą cierpliwości: cały tydzień będę stała na łące z lornetką w ręku, co będzie dla mnie dodatkowym wyzwaniem ponieważ tak się składa że cierpię na chlorozę…Jest to choroba, która zazwyczaj dotyka liście, ale tak się złożyło, że dotknęło to również mnie. Polega to na tym, że wskutek zaniku chlorofilu rozpadają się chloroplasty i liście tracą swój naturalny kolor, a u mnie manifestuje się to tym, że jestem bardzo blada (niemal przezroczysta) i ciągle czuję się jakbym była na granicy omdlenia w związku z czym większość czasu muszę spędzać leżąc na sofie…

 Nie wiemy czy susły się nas spodziewają i jak zostaniemy przyjęci.Dowiedzieliśmy się, że są zwierzętami stadnymi, żyją w norach, samce są poligamistami, wykorzystując swój urok osobisty (wielkie, migdałowe oczy, miękkie futerko, smukła sylwetka, przeciągłe gwizdy) utrzymują kontakty z dużą liczbą partnerek, jednak po zakończeniu okresu godowego tracą nimi zainteresowanie i nie pomagają  w wychowaniu młodych…Średnio nam się to podoba, więc spróbujemy z Dzidosławem zainterweniować

 

W planach jest również nocne obserwowanie nietoperzy, a jak wiadomo nietoperze przejawiają tę fatalną skłonność do przycapiania się za włosy…

 

Uważni czytelnicy tego bloga doskonale wiedzą, że moje włosy są wysuszone na wiór, domniemany napastnik miałby więc bardzo dobrą przyczepność i choć

 

średnio mam ochotę mocować się z nietoperzami, oficjalnie obwieszczam, że jeśli tylko zajdzie taka konieczność, będę walczyć do końca.

 

Bardzo bym chciała przywieźć sobie takiego susełka do domu, ale skoro je wszystkie przeliczymy coś takiego na pewno nie przejdzie niezauważone…Mam więc nadzieję, że pokusa nie będzie zbyt wielka.

Dzidosław jest już gotowy do wyjazdu:

 

 

Nie jestem pewna czy takie eleganckie spodnie są stosowne do okazji i pasują do tego, żeby się w nich zapuszczać w szuwary i tatarak, ale on uważa, że pewne standardy muszą być  zachowane bez względu na wszystko…

 

Zabieramy również rozmówki hawajsko-kreolskie, bo mimo, że jedziemy tylko do Kamienia Śląskiego, nigdy nie wiadomo gdzie się ostaniemy.

 

Jeśli oczywiście wyjdziemy stamtąd żywi …  

The state of the Web- spring 2013

 Dokładnie 30 lat temu w dalekiej indiańskiej wiosce Tonga Wonga wśród błysków błyskawic i grzmotów piorunów przyszedł na świat psotny_wiatr.

 

Czy wyglądam na swoje 30 lat? Ostatnio pani w aptece zaproponowała mi krem nawilżający, dopiero jak wróciłam do domu zauważyłam, że jest na nim napisane 25+, a wcale nie poprosiła mnie o dowód, więc widocznie na twarzy jestem już lekko strupieszała…

Czy mam jakieś postanowienia na resztę swojego życia? Nawet nie obiecuję sobie, że będę uprawiać więcej sportu, już się nie łudzę…bo nawet idąc bardziej przyśpieszonym krokiem czuję jakby mi coś w piersiach rzęziło, więc podejrzewam, że zaszły już zmiany nieodwracalne… i moim pobratymcom ze wsi Tonga Wonga na pewno by się to nie spodobało.

Zamiast sportu w wolnych chwilach dokarmiam więc ptaki, uczę się robić na drutach i myślę o założeniu zielnika, z chwilą jego założenia moje życie definitywnie stanie się nieprzerwanym pasmem samych przyjemności…Nigdy nie sądziłam, że to się stanie tak szybko.Dodatkowo uczę się również sztuki medytacji, a ponieważ siedzenie po turecku dłużej niż 12 godzin źle działa na mój kręgosłup, medytuję na leżąco i robię wszystko, żeby zazen (medytacja) nie zamieniła się w hsiu shi (drzemkę). Mój rekord to 25 minut, ale czuję, że będzie coraz lepiej.

 

Oczywiście spotyka się to z niezrozumieniem ze strony z moich bliskich, którzy pytają czy nie mogłabym w ramach medytacji np. umyć okien albo odmrozić lodówki, 

 

więc tłumaczę im, że całkowicie mylą pojęcia i że wschodnia tradycja taoistyczna już od dawna uznaje bezczynność 

za ścieżkę duchową i dla potwierdzenia moich słów cytuję im twórcę taoizmu Lao Tzu:

 

„W świecie nie ma niczego, co można by porównać z nauką ciszy i korzyścią nieczynienia”

 

„Zajmij się nierobieniem niczego, usiłuj nic nie usiłować”

 

„Nie rób nic, a wszystko będzie zrobione”

 

„Gdzie pajęczyny, tam ładne dziewczyny” 

 

Lao Tzu „Księga dao i de”

Nie da się ukryć, że nadal nie mam męża, nie mam konkubenta, wszystkie swoje uczucia lokuję w kocie, ale może to się wkrótce zmieni, bo po pierwsze nadeszła pierwsza oferta na wystawiony przeze mnie anons (!) i wszystkie odpowiedzi zgadzają się z wcześniej przygotowanym przeze mnie kluczem (!!), po drugie jakieś pół roku temu zalogowałam się na forum turystycznym, o czym zupełnie zapomniałam, więc bardzo się zdziwiłam, kiedy jakieś 2 tygodnie temu dostałam email od mężczyzny, który napisał, że jest Japończykiem, że mieszka w Warszawie, że prowadzi tam swój sushi biznes, że lubi poznawać nowych ludzi i chciałby się wymienić swoimi turystycznymi „experiences” i może ja czuję tak samo? Dodał, że mówi trochę po polsku, a tak się szczęśliwie składa, że ja (o czym nie każdy wie) również potrafię powiedzieć coś po japońsku: Kamui Kobayashi, karaoke i Noriaki Kasai.

 

Nie wiem jeszcze czy się z nim spotkam, a jeśli tak, to jedno jest pewne: spotkanie odbędzie się w miejscu publicznym i dobrze oświetlonym, a ja (jak na każde spotkanie z nieznajomym mężczyzną) udam się na nie uzbrojona w ręczny miotacz gazu obezwładniającego:

 

Bardzo łatwo pomylić go z długopisem, co jest w zasadzie jego zaletą, ale uczulam, żeby nie trzymać go np. na stoliku nocnym, bo oczywiście jest to broń obosieczna, wystarczy chwila nieuwagi i miotacz mógłby się obrócić przeciwko nam…ps. jak widać jest już troszkę pościerany od mojego kurczowego zaciskania na nim moich piąstek…

 

„‚Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju”

* UWAGA:

 poniższe zdjęcie zawiera treść drastyczną…

 

 

 

Połeć słoniny kroimy na drobne kawałki i nawlekamy je na sznurki, a następnie zawieszamy na cienkich (!) gałązkach. W przeciwnym razie słonina może paść ofiarą kota, który wdrapie się po grubej gałęzi (i nie mam tutaj na myśli własnego kota…).

 

 

Niestety na zdjęciach nie ma żadnej dokarmianej przeze mnie sikorki, bo ilekroć pojawiałam się w oknie odfruwały w popłochu… Proszę jednak uwierzyć mi na słowo, że na każdym kawałku siedziało ich czasem po 5 albo nawet 6 sztuk. Widziano również sójkę, 2 szpaki i dzięcioła.

Do czego jednak zmierzam: byłam bardzo szczęśliwa dokarmiając to ptactwo jednak nie mogę do końca pogodzić się z tym, że jak tylko zawitała wiosna, żadne z nich nie zjawiło się na tym drzewie ponownie, mimo, iż to mięso nadal tam wisiało…

 

” o ile dotkliwiej,

Niż ukąszenie zjadliwego gadu

Boli niewdzięczność dziecka!”

 

 

 

Drogie Czytelniczki i Czytelnicy

Z głębokim żalem zawiadamiam, iż nie uszedł mojej uwadze fakt, iż kilkanaście osób nie zalicza się już w poczet fanów mojego bloga i Kota na facebook’u…

W momencie największej popularności liczba ta wynosiła 47 osób, na chwilę obecną liczba ta wynosi 31 wraz ze mną (mimo, iż facebook pokazuje inaczej) tak więc 16 osób (o ile dobrze liczę) bez słowa pożegnania, z dnia na dzień zrezygnowało z dalszej subskrypcji mojej twórczości…

Tym, którzy odeszli chcę powiedzieć, że czuję dzisiaj ogromny wyłom i ból, na który składają się:

– moje mocno nadwyrężone ego

– słabe nerwy

– fakt, że ja i Kot bardzo, ale to bardzo ciężko znosimy odrzucenie

jak również to, że nad popularność bloga i statystyki (które nieuchronnie na tym ucierpią) zawsze przedkładałam czynnik ludzki i tak jak powiedziałam w swoim ostatnim wywiadzie (patrz: kategoria wywiady) zawsze wyobrażałam sobie nas wszystkich w jednym pokoju i traktowałam Was jak swoją rodzinę, a nawet więcej niż rodzinę, bo moja rodzina w ogóle nie chce czytać mojego bloga (ponoć wystarcza im w zupełności, że muszą znosić mnie na co dzień) co oczywiście znalazło swoje gorzkie potwierdzenie w tym, że pośród tych 16 zbiegłych osób są również członkowie mojej najbliższej rodziny (!!!) także Święta Wielkanocne zapowiadają się w tym roku ciekawie i na pewno będziemy mieli o czym rozmawiać przy stole…

Tym, którzy zostali i nigdy im nawet przez myśl nie przeszło, że mogliby opuścić mnie i Kota chcę powiedzieć, że w moim przypadku jest odwrotnie niż w biblijnej przypowieści o zaginionej owcy, a mianowicie nawet gdyby któreś z tych uchodźców postanowiło jednak wrócić i tak nieporównywalnie bardziej cieszą mnie 30 wierne owce (razem i każda z osobna) które się nigdy nie zabłąkały 🙂

Z poważaniem,

Psotny Wiater

Kupię podróżny, ocieplany transporter

Kupię podróżny, ocieplany transporter dla małego dinozaura (70x50x20), w którym będzie mógł wstać, obrócić się i położyć, i który zapewni mu swobodną cyrkulację powietrza, a jednocześnie będzie na tyle szczelny, że zwierzę nie wydostanie się na zewnątrz, nawet jeśli będzie usiłowało to zrobić.

Podsumowanie roku 2012

Największe odkrycie roku 2012: moment, w którym uświadomiłam sobie, że w poprzednim wcieleniu najprawdopodobniej byłam gęsiarką:

 

 

W nadchodzącym roku zrobię wszystko, żeby zbliżyć się do takiego modelu życia. Chciałabym żyć w rytmie pór roku, prowadzić swój monolog wewnętrzny bez obaw, że ktoś będzie mnie rozpraszał (oczywiście w swoich rozmyślaniach nie byłabym całkowicie bezczynna: do moich zadań należałoby przecież baczne śledzenie całego horyzontu, ażeby w porę wypatrzeć zbliżające się niebezpieczeństwo np. w postaci lisa), a przede wszystkim ograniczyłabym liczbę ludzi, z którymi teraz chcąc nie chcąc muszę współpracować.

Kiedy zostanę gęsiarką mój profesjonalny networking będzie ograniczał się do albańskiego świniopasa.

Jeżeli chodzi o stan mojego zdrowia, to od jakiegoś czasu zarysowuje się u mnie jabłko Adama:

 

 

Znajomy powiedział mi, że może to być również nadczynność tarczycy, ale nie był pewny do końca, bo tarczycy towarzyszy zazwyczaj charakterystyczny wytrzeszcz.

Mijający rok przyniósł mi przepukliny, (nie wspominając o tym, że o mało nie wypaliłam sobie oka), być może następny przyniesie mi wytrzeszcz.

 

Jeżeli chodzi o moje życie uczuciowe to muszę przyznać, że ostatnio moje serce na chwilę zadrżało, ponieważ pewien mężczyzna zagadnął mnie na ulicy i zapytał, czy przypadkiem nie jestem baletnicą albo czy trenuję jakiś sport, ponieważ patrzył jak przechodziłam i pomyślał, że takim krokiem to może chodzić tylko tancerka albo kobieta aktywnie uprawiająca sport…(moim zdaniem jest jeszcze trzecia opcja: 15 stopni mrozu). Powiedziałam, że nie jestem baletnicą i z tym sportem to też raczej nie bardzo…

Nie powiedziałam, że jeśli chodzi o sport to nic bardziej mylnego i że większość swojego czasu spędzam w swojej głowie, podziękowałam tylko za komplement i tak jak się domyślałam, nie zatrzymał mnie tylko po to, żeby się podzielić swoim spostrzeżeniem, ale zapytał również czy może mnie kiedyś zaprosić na kawę, zgodziłam się i dałam mu swój numer telefonu, chociaż moja intuicja już teraz mówi mi, że nie jesteśmy z tej samej planety.

Zbliżają się kolejne święta, ten szczególny czas, kiedy wzajemnie się obdarowujemy.

Na wypadek gdyby ktoś bardzo pragnął podarować mi prezent, przygotowałam specjalną listę, tzw. wish list na której umieściłam kilka książek na temat psychopatologii życia codziennego, jak również kilka elementów gospodarstwa domowego.

Listę można zobaczyć tutaj .

 

 

 p.s. obraz „Gęsiarka” by Józef Rapacki

 

 

 

 

 

Kolaps

(inaczej zapaść) silne osłabienie i uczucie zamierania, któremu towarzyszyć mogą:

 

– szum w uszach

– kłucia w klatce piersiowej, szczególnie w okolicach serca

– przymroczenie świadomości

 

a którego dodatkowym symptomem może być również ból psychiczny z reguły utożsamiany z żałobą, na który składają się:

 

– wstrząs i szok

– niedowierzanie, protest, niezgoda

– poczucie nieodwracalnej straty

– smutek i żal

– dojmujące poczucie własnej bezsilności

 

które odczuwasz kiedy spotykasz przystojnego, inteligentnego i zabawnego mężczyznę promieniującego aurą ciepła i wyrozumiałości, a który okazuje się być gejem.